13 lipca odbył się IV Kluczborski Maraton Rowerowy o Beczułkę Miodu, będący jedną z eliminacji Pucharu Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych 2013. Jednocześnie był to mój pierwszy maraton rowerowy.
Zawody były rozgrywane na trzech dystansach: MINI 87km, MEGA 165km oraz GIGA 240km. Ja postanowiłem spróbować swoich sił na dystansie MINI.
Cały dzień upłynął pod znakiem rzęsistego deszczu, sporej ilości błota na trasie oraz temperatury ok. 15 st. Zostaliśmy podzieleni na 10-cio osobowe grupy startowe. O godz. 9 ruszyli zawodnicy na dystansie GIGA, następnie MEGA i na końcu MINI. Moja grupa wystartowała punktualnie o 9:52.
Start był dosyć ostry – od samego początku grupa się rozerwała i każdy kręcił swoje. Tempo dosyć wysokie, gdyż na pierwszym punkcie kontrolnym ulokowanym na 20km osiągnąłem średnią 34,5km/h.
I od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa praca. Deszcz osiągnął chyba granice mojej wyobraźni – dosłownie lało jak z cebra. Mijające i wyprzedzające mnie samochody, wyrzucając spod kół błoto i wodę, również nie pomagały. Do tego nie wiedziałem, że wokół Kluczborka można znaleźć aż tyle konkretnych podjazdów – jeden z nich miał nachylenie 10% :). Na szczęście udało mi się podpiąć do pociągu starych wyjadaczy, z którymi dawaliśmy sobie ostre zmiany przez ok. 15km. Niestety, po jednej z moich zmian pojawił się kolejny stromy podjazd i chłopaki pomknęli do przodu, mnie zostawiając kilka metrów za sobą. Powstała dosyć spora dziura, której nie umiałem w pojedynkę zamknąć i od tej pory pracowałem już samodzielnie.
W Wójcinie, na 53km, ulokowany był drugi punkt kontrolny i bufet, gdzie szybkim ruchem ręki chwyciłem banana i pomknąłem dalej. Za Byczyną znowu pojawiły się solidne górki. Przed samym Kluczborkiem udało mi się dogonić jednego zawodnika, który pomylił trasę. Tak się zagadał, że pojechał na kolejną rundę dystansu MEGA, zamiast prosto w stronę mety 🙂
W Kluczborku tempo spadło, ze względu na liczne krzyżówki, światła i ronda. Do tego tuż przed samą metą spotkała mnie niemiła sytuacja – przy 90 stopniowym wjeździe na MOSiR prawie stratowałem jakiegoś starszego pana, który na spokojnie wyjeżdżał sobie na składaku z ostatniej prostej do mety. Przy prędkości 30km/h udało mi się wymanewrować i jedynie musnąłem jego oponę butem. Do tego przemiły starszy pan zdecydował się w kilku niecenzuralnych słowach pokazać swoje niezadowolenie z mojej jazdy. Później się okazało, że ten pan już chwilę wcześniej, przejeżdżając przez linię mety, wzbudził sporo obaw o bezpieczeństwo, jednak nikt stanowczo nie zareagował.
Na ostatniej prostej start-meta postanowiłem nadrobić stracone sekundy i wcisnąłem mocniej w pedały. Linię przekroczyłem z czasem 2:48:05, z rzeczywistym przebiegiem 88,1km, co daje średnią 31,4km/h i 82 miejsce na moim dystansie OPEN oraz 15 w kategorii M2.
Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Mimo nie sprzyjającej aury, dojechałem w bardzo dobrym humorze. Na mecie obsługa była bardzo dobra, niczego nie brakowało, nawet osobom towarzyszącym zawodnikom. Był to mój pierwszy maraton rowerowy, ale już wiem, że bakcyl został połknięty 🙂
Wojciech Walaszek